"Cała ta płyta jest w ogóle w klimacie narzekania", ale fani nie mają na co narzekać. Recenzja "Przemyślanego albumu".




okładka albumu "Przemyślany album", rys. localfurrier

    Relacja słuchaczy z raperami nie należy do najprostszych i wymaga licznych ustępstw. Jeśli słuchamy artysty wyróżniającego się ponadprzeciętnym flow i głosem, to z reguły musimy przymknąć oko na infantylne teksty i płytkie przekminy (kazus Young Igiego). Z drugiej strony, ciężko oczekiwać od takich techników jak Słoń czy Białas, że nagle zaczną tworzyć chwytliwe refreny. Pozostaje wybór: warstwa liryczna czy melodyjność? No, chyba że słuchacie Bobera; wtedy otrzymacie pełen pakiet, bez żadnych ustępstw. Szkoda tylko, że tak niewielka rzesza odbiorców ma możliwość zapoznania się z jego twórczością.

    "Przemyślany album" to trzeci solowy krążek Bobera, i zgodnie z przysłowiem "do trzech razy sztuka" - najlepszy. Co prawda już na "Poradniku sukcesu" można było dostrzec potencjał drzemiący w graczu z Bielsko-Białej, mimo to sam album został odebrany raczej średnio. Najnowsze wydawnictwo był swego rodzaju sprawdzianem dojrzałości - testem na to, czy Patryk wreszcie sprosta oczekiwaniom fanów i całej rapowej widowni. Nie zawiódł.

    Z rzeczy oczywistych: albumowi pod względem technicznym nie można NIC zarzucić. Nie jest to wielka niespodzianka, czegóż innego można by oczekiwać po freestylowcu, dodatkowo nie byle jakim - mówimy o dwukrotnym zdobywcy pasa Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Na utworach nie uświadczymy kwadratowych rymów czy kanciastego flow: Bober płynie po bicie, potwierdzając tylko swoje umiejętności.

fot. @nesterovich, @lindagolinska, @ntceo, @m.rychlinska


    Kolejnym ważnym aspektem jest warstwa tekstowa albumu, ale tytuł płyty sam sugeruje, że o ten element nie musimy się martwić. Mimo jedynie 10 utworów, raper potrafił zawrzeć na krążku motyw religii, nawiązać do epoki średniowiecza w tercecie ze Słoniem i Floral Bugsem, wyrzucić z siebie to, co go denerwuje, a na koniec wypowiedzieć wojnę połowie polskiej sceny hip-hopowej. Bober nie ucieka od bezpośredniości i prosto w twarz pokazuje słuchaczowi, co sądzi o konkretnych zjawiskach, czym zyskuje posłuch: nic się przecież nie rozniesie tak, jak kontrowersja. Mimo to nie mówimy tutaj o hałasie dla samego hałasu - Boberowi może daleko do teologa, ale w utworze "O co w tym chodzi?" zawarł myśli ciekawsze niż tylko oklepane stwierdzenie "kościół jest zły".

    Mamy technikę i flow, mamy ciekawe teksty, do kompletu brakuje jedynie melodyjności i najzwyczajniejszej w świecie przystępności. O ten element martwiłem się najbardziej: nierzadko zdarza się, że artyści wywodzący się z undergroundu i środowisk freestylowych mają zamknięte głowy i nie potrafią stworzyć muzyki przeznaczonej także dla niedzielnego słuchacza. O dziwo, w tym aspekcie Patryk także zdał test celująco. Refreny są na tyle chwytliwe, że już zdążyłem się złapać na nuceniu ich pod nosem, a dodatkowo sam autor próbuje nawet na niektórych utworach sekwencji śpiewanych. Gdyby nie przekleństwa, ze spokojem można byłoby puszczać część z kawałków w radio. Duża w tym zasługa 4Moneya, stojącego za produkcją na "Przemyślanym albumie". Czapki z głów dla obu chłopaków.

    Po przeanalizowaniu wszystkich składowych najnowszego krążka Bobera możemy stwierdzić, że jest to płyta kompletna, która zadowoli każdego słuchacza, niezależnie od jego preferencji. Dodając do tego fakt, że płyta zawiera 10 tracków i trwa 36 minut, każdy na spokojnie może do niej przysiąść, przesłuchać, po czym tak jak ja stwierdzić, że jest to zdecydowanie top 10 tegorocznych premier rapowych. Jedyne czego brakuje Boberowi, to wyświetlenia. Trudno w to uwierzyć, ale ANI JEDEN z utworów nie przebił na platformie YouTube progu nawet 500 tysięcy odtworzeń. W czym jest problem? Prawdopodobnie w wytwórni.

rys. @zdvnczuk @sebastianklawikowski

    W środowisku rapowym powszechnie znany jest fakt, że QueQuality ma problem z promocją swoich twórców, zwłaszcza tych mniejszych. O ile w przypadku nowych rzeczy od Quebonafide o wyświetlenia nie ma się co martwić, to mniej znani raperzy praktycznie nie generują zasięgów. Traci na tym i kanał i sami zainteresowani promocją artyści. Wytwórnia po odejściu Guziora oraz w czasie ciszy wydawniczej Quebo jest praktycznie martwa, i tylko Filipek próbuje ratować jej pozycje na scenie rapowej. 

    Czy problem wynika z niezbyt aktywnej promocji wydawnictw mniejszych twórców, czy może po prostu potencjał kadrowy QueQuality nie pozwala na równanie się z BORem, SBM, czy nawet GUGU? Na to pytanie powinien odpowiedzieć sobie właściciel wytwórni. Sam Bober zaś wykonał swoją robotę celująco i zasłużył na miejsce wśród największych wygranych, kończącego się już, 2021 roku.
Michał Kubala


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak Oki przebranżowił się na mainstream. Recenzja "PRODUKT47".

Pezet powraca z singlem. O kazusie nieprzemijającej gwiazdy poskiego rapu.

Nostalgiczny spacer ulicami Warszawy, akt I. "Trójkąt warszawski" po 8 latach.